Etykiety

Kulisy (4)

Tłumacz na inny język

sobota, 27 lipca 2013

Część III

Nadszedł długo wyczekiwany wieczór. Wysiadłem przed domem o wskazanym adresie. Co to była za chata! Niczym w filmach rodem z Hollywood. Brakowało tylko, żeby taksówka, którą przyjechałem była żółtym fordem. Na podjeździe już od samej bramy rozciągały się same ekskluzywne samochody. Nie często moim oczom ukazywał się taki widok. W moim miasteczku fakt, można było spotkać jakieś auto lepszej klasy, ale jak już to sporadycznie i mówiono o tym później przez parę dni. Idąc w stronę wejścia, uwagę moją przykuł jeden szczegół. Spośród wszystkich pojazdów jedno z nich miało znajome blachy. 
            - Co tutaj robi auto z rejestracją RRS? – zapytałem sam siebie po cichu. Nim jednak zdążyłem się nad tym zastanowić drzwi wejściowe otworzyło mi dwóch goryli, a z pewnością tak można by było o nich powiedzieć gdyby na całym ciele byli porośnięci ciemną sierścią. 
            - Zaproszenie – warknął jeden z nich zastawiając mi drogę. 
            - Już daje, spokojnie panowie – podałem karteczkę uśmiechając się od ucha do ucha – a tak swoja drogą, powiedzcie mi moi drodzy. Wygodnie wam się tak chodzi z tymi telewizorami? – nie mogłem się oprzeć by z nich trochę zażartować – Rozumiem, że to jakiś wyznacznik męskości w waszych kręgach, ale telewizory kineskopowe już dawno wyszły z mody – rzuciłem na nich wyzywające spojrzenie – Teraz się powinno nosić LCD – Nabrałem maksymalnie powietrza i szerokim, parodyjnym krokiem przecisnąłem się miedzy nimi, trącając ich barkami i łokciami. Czułem tylko ich wzrok zawieszony na mojej sylwetce, do czasu aż zniknąłem w tłumie pijanych a co za tym idzie wesołych ludzi.  Pierwsze wrażenie po przejściu przez bramę było niczym wobec tego, co zobaczyłem tutaj. Nie  znam się na modzie i trendach panujących w dekoracji wnętrz , ale wszystko było utrzymane w bardzo odpowiadającym mi stylu. Nowoczesność i minimalizm, z lekką nutką klasycyzmu.   Nie jestem tu jednak po to by zwiedzać. Czas by się dowiedzieć co ja tu do cholery robię?

            - Ty! Patrz jaka zagubiona owieczka… - zauważyłem wskazującą na mnie palcem, jedną z dwóch studentek przechodzących obok.
            - Może się nią zajmiemy? – odparła jej druga, nie odrywając ode mnie wzroku. – nie wygląda na całkiem bezbronną, więc… może być zabawnie. – dodała, wykrzywiając wargi w zmysłowy uśmiech i przesuwając po nich językiem w takim sposób, że nie jednego mężczyznę przyprawiło by to o przyjemne mrowienie w kroku.

            Usłyszałem w myślach delikatne kliknięcie i wiedziałem już, że dalszą kontrolę nad tym co robię przejęła druga głowa, ta mniejsza. Z tego też powodu, moje onieśmielenie przed tymi dwiema pięknymi dziewczynami nie trwało długo, a pierwsza myśl, która się pojawiła wyrażała wszystko co w danej chwili było mi potrzebne do szczęścia.  – Idź! Korzystaj z szansy! -  Tak tez próbowałem zrobić, gdy przed postawieniem pierwszego kroku powstrzymała mnie czyjaś dłoń na moim ramieniu. Nie był to mocny uścisk, jednak na tyle stanowczy, bym znieruchomiał w obawie przed zaczepionymi wcześniej ochroniarzami.
            - Widzę, że dobrze się bawisz „Mój drogi” – ktoś szepnął mi do ucha na tyle przyjaźnie, bym powoli odważył się obrócić. Z racji tego jednak, że mój mózg nastawiony na łatwe igraszki, bronił się przed odebraniem mu tej myśli, stałem przez kilkanaście sekund zanim dotarło do mnie to co widzę. Przed moimi oczami pojawiła się kobieta, której nie bałbym się określić mianem Miss Wszechświata a jej nietuzinkowa uroda, współgrająca z delikatnym makijażem i obcisła „małą czarną” doprowadzała mnie do gwałtownego odpływu krwi z górnych partii organizmu w miejsce, gdzie bardziej jej potrzebowano. 
            - To ty elf… Joanno – zawahałem się delikatnie, by nie popełnić ogromnego foux pas. Nie ma bardziej niewybaczalnego błędu niż pomylić kobiece imiona. Nie dziwie się więc, dlaczego powstały takie zdrobnienia jak kochanie, słoneczko czy kotku. O wiele prościej zapamiętać a jak nawet się pomylisz to nic nie tracisz, bo inwencja twórcza wśród mężczyzn jest wysoko ceniona. – Wyglądasz… barak słów jak wyglądasz. Czasami w filmach jak chcą zaprezentować jakąś przepiękną kobietę, to wszystkich oślepia  jej blask a ona w spowolnionym tempie porusza włosami lub wykonuje inny równie poruszający męską wyobraźnie gest. Takie samo wrażenie odniosłem teraz spoglądając na Ciebie wyłaniającą mi się zza pleców. Poważnie!
            - Zabawny jesteś, ale to dalej nie zmienia faktu, że nie znam twojego imienia. – uśmiechnęła się wybijając mnie swoją urodą z tropu jeszcze bardziej. 
            - Fakt obiecałem, że zdradzę je przy następnym spotkaniu i to też właśnie czynię. – szybkim ruchem zgarnąłem dwa kieliszki z tacy przechodzącego nieopodal kelnera. Podałem jej jednego z nich i spletliśmy ręce w tradycyjnego bruderschafta. – Mam na imię Max.
            - Joanna – uśmiechnęliśmy się i wypiliśmy swoje wspólne zdrowie. Dopełniając wszystko delikatnym pocałunkiem, mokrymi jeszcze od dopiero co wypitej wódki. – Chodź! Oprowadzę Cię. Ale najpierw się czegoś napijmy. – złapała mnie za rękę i przeciskając między ludźmi, zaciągnęła w stronę baru. – dla mnie będzie Gin z tonic’iem dla niego, hmm… Co dla Ciebie?
            - Ja poproszę Jacka Daniels’a ze Sprite’m i może jakiś piękny kwiat dla tej pani, który choć w małym stopniu oddawałby jej urodę. 
            - Daj spokój głupku! – uśmiechnęła się nieświadomie i pociągnęła mnie dalej w stronę ogrodu.

            Mój wzrok nie nadążał za migającym mi przed oczami mnóstwem twarzy. Gdziekolwiek chciałbym się przypatrzeć, udawało mi się to z trudem. Pędziliśmy pośród tłumu tak szybko, jakby ktoś nas gonił. W pewnym momencie jednak wpadłem, na dziwnie znajomy widok. Szarpnąłem ją gwałtowne za rękę i zatrzymaliśmy się na środku ogromnego pokoju, wskazując dyskretnie ręką na siedzącego w towarzystwie niezwykle urodziwych kobiet, mężczyznę.
            - Czekaj, czekaj! Przecież to jest Adam Hoks!
            - O tak! Niezła z niego dupeczka! Miał wczoraj pokaz w Krakowie i muszę przyznać, że w tej ostatniej jesiennej kolekcji prezentuje się niezwykle seksownie. Widziałeś ją może? 
            Odpowiedziałem jej przeczącym kiwnięciem głowy i ruszyłem w jego stronę przekrzykując tłum.
            - Wujek! Wujek! – zauważyłem jak podnosi wzrok i na widok znajomej twarzy jego usta układają się w szeroki, lecz mocno zdziwiony uśmiech.
            - Nie wierze! Maksiu! Co ty tutaj… - wpadliśmy sobie w silny, braterski uścisk szczerząc zęby od ucha do ucha. – Poznaj, to jest Mery, Nat i Alex. – wskazał dłonią na każdą, z jego towarzyszek – pracujemy razem od paru dni. A twoja dama to? 
            - Och, proszę  wybaczyć. Joanna, moja przewodniczka po tej niezwykle okazałej posiadłości – uśmiechnąłem się i usiadłem na wskazanym miejscu. 
            - To wy jesteście rodziną? – jedna z dziewczyn zapytała nieśmiało. Jeśli dobrze pamiętam była to Alex. Kobieta o niezwykle pięknych, falowanych, kruczo czarnych włosach. Małym, zgrabnym nosku i delikatnych rysach twarzy, z makijażem podkreślającym jej lśniące od wypitego już alkoholu, duże, niebieskie oczy. 
            - Nie! – odpowiedzieliśmy jednocześnie z Adamem, wybuchając śmiechem – Ale przeżytych razem lat młodości nikt nam nie odbierze. Tyle piwa co wspólnie wypiliśmy wieczorami na zetach, tyle rozterek miłosnych, które razem przecierpieliśmy, tyle karkówek wspólnie usmażonych przy każdej sprzyjającej do grilla okazji. To wszystko nas zdecydowanie obliguję do pokrewieństwa. 
            - Ale dlaczego wujek? – zapytała druga z nich, której imienia nie pamiętałem – ponieważ zawsze mógł wypić więcej o jedno piwo ode mnie – dodałem żartem – prawda wujek?
            - Oj tam od razu więcej, ale te piwka, zety, karkówka… ach… Dobrze gada, polać mu! – wypiliśmy wszyscy po pięćdziesiątce – Kto by przypuszczał Maksiu, że spotkamy się w takich okolicznościach. 
            - No niestety z biegiem czasu widujemy się coraz rzadziej. Pamiętam jak jeszcze nie tak dawno chwaliłeś się, że wysłałeś zdjęcia do agencji tak z głupia i przyjęli Cię. Wtedy chodzenie po galerii w Rzeszowie z balonami, dostając dwie dychy za godzinę to było coś a teraz, widzę nie możesz narzekać – wskazałem wzrokiem na siedzące z nim dziewczyny i uśmiechnąłem się porozumiewawczo, co musiało być dla nich wyczuwalne , bo jednomyślnie odebrały to jako komplement. 
            - Widzisz, znowu masz rację. Narzekać nie mogę ale roboty jest w cholerę. Czasy, kiedy chodziło się z balonikami były naprawdę przyjemne. Teraz tylko pokazy, pokazy. Jestem tutaj tylko dlatego, że miałem wczoraj pokaz w Krakowie, a zawsze po pokazie trzeba iść gdzieś odpocząć od tego całego zamieszania i zgiełku.
            - A tak, kolekcja jesienna. Obiło mi się coś o uszy. Podobno robiłeś wrażenie – zaśmiałem się spoglądając na zmieszaną Joannę, wystarczająco już zawstydzoną samym faktem, że siedzi z Adamem.
            - Dziękuje, z ust przyjaciela brzmi to po stokroć lepiej, niż od każdej jednej dziewczyny starającej mi się przypodobać – teraz mimo silnego makijażu, na twarzy mojej towarzyszki dało się zauważyć nieznaczne oznaki purpurowej barwy a jej wzrok był wbity w podłogę tak mocno, jakby chciała pod nią zniknąć całą swoją siłą woli
            - Napijmy się – zaproponowałem, by choć trochę uratować ją od tej krępującej dla niej chwili i stuknąłem swoim kieliszkiem w jej, a później kolejno, w każdego kto przyłączył się do toastu. – Za nasze życia, Wujek! Niech będą takie, jakie sami chcemy żeby były! – Wypiliśmy któregoś już z kolei baniaczka z delikatnym grymasem na twarzy – A teraz wedle tradycji, ten na kim się skończyło leci po następną flaszkę.
            - To ja pójdę – odezwała się w końcu Joanna
            - No coś ty nie wygłupiaj się, nie śmiałbym wysyłać dziewczyny, żeby przynosiła mi wódkę… - już wstawałem, gdy posadziła mnie silnym pchnięciem ręki z powrotem na kanapie.
            - Żaden problem, i tak muszę jeszcze iść przypudrować nosek – uśmiechnęła się delikatnie i zniknęła w tłumie pijanych ludzi
            - Co ta twoja laseczka taka dzika? 
            - To nie moja laseczka, rozmawiałem z nią dwa razy w życiu. Choć musisz przyznać niezły z niej towar… Bez urazy dziewczyny oczywiście. Wstydzi się trochę bo chyba nie sądziła, że będzie z Tobą pić wódkę. Raczej pozostawałeś dla niej tylko w sferze marzeń. To ona mi powiedziała o twoim wczorajszym pokazie i hmm… urokliwej prezentacji swojej osoby.  
            - Ach… skaranie boskie z tymi kobietami – poklepał delikatnie jedną z dziewczyn po nodze – A co do pokazu, daj spokój, przecież wyglądałem normalnie. Nie ma czym się zachwycać, sam wiesz. A tak w ogóle, to zabawię w Krakowie jeszcze ze dwa dni bo czeka mnie z dziewczynami jeszcze jeden pokaz. Także, może jeszcze by się ugadał na jakieś piwko, dwa. 
            - Góra siedem – dokończyłem za niego nasze stare powiedzenie – jak za dawnych czasów. Idę poszukam tej niewiasty, bo coś długo jej nie ma. Nie lada będzie to wyczyn w takim domu więc jak nie wrócę do świtu to powiadom odpowiednie służby. – zaśmiałem się i przybijając sobie „pione” pożegnaliśmy się.

            Na szczęście, będąc delikatnie wstawionym wszystko nie wyglądało już tak strasznie. Oprócz Wujka była ona jedyną osobą, która tutaj znałem. Pasowało więc faktycznie podjąć starań by ją odnaleźć. Jako pierwsze miejsce do sprawdzenia obrałem kierunek bar. Jakby się dłużej zastanowić to z dwóch powodów. Raz, faktycznie mogłem ją tam spotkać, bo mówiła, że idzie po flaszkę. Bardziej jednak do pójścia tam przekonywał mnie fakt pustej szklanki po whisky trzymanej w ręku. Próbując się tam przebić, poczułem między mną a tym pijanym tłumem, pewną więź. Przerażenie ogromem tego wszystkiego zniknęło zupełnie, a w zamian za to, jak to po alkoholu, pojawiło się otwarcie i chęć nawiązywania kontaktów. 
            - Jeszcze raz to samo – podałem barmanowi pustą szklankę – nie widziałeś przypadkiem takiej, eee… pięknej dziewczyny… - zatrzymałem się na chwilę gestykulując dyskretnie i rzucając barmanowi wołające o pomoc spojrzenie - proste czarne włosy, czarna  sukienka, obcisła – on jednak popatrzył się tylko na mnie z głupim uśmieszkiem i podał mi karteczkę.

„Szukaj tam, gdzie pierwszy raz spotkały się spojrzenia”
                                                                                                                J.M.
 Wiedziała, że przyjdę zapytać o nią do baru, ale gdzie mam iść dalej? Nie lubiłem się domyślać. Jak z resztą u większości mężczyzn nie było to moją mocną stroną. Mam jednak wyjście? Złapałem szybko napełnioną ponownie szklankę z whisky i poszedłem schodami na piętro. Tutaj liczba osób wcale nie była mniejsza jednak rodzaj czynności przez nich wykonywany był zdecydowanie bardziej konkretny. Na każdym kroku jakaś, zapewne świeżo poznana para, oddawała się pokusie i całowała namiętnie nie zważając na nikogo wokół. Od razu przypomniały mi się imprezy w remizach gdzie było to na porządku dziennym a nawet dziwny byłoby gdyby nikt tego nie robił. Z naukowego punktu widzenia można stwierdzić, że jest cała gama praw imprezowych ogólnie przyjętych lecz nigdzie nie pisanych. W tym przypadku mówiłoby to, że wprost proporcjonalnie do ilości wypitego alkoholu, ilość „par imprezowych” się zwiększa. Z doświadczenia wiem jednak, że w większości są to epizodyczne wydarzenia, dla obu stron nic nie znaczące. Takie ot co wybryki po pijaku. Patrzyłem na tych wszystkich ludzi, dobijając się coraz bardziej trzymanym w ręku whisky.                                                – Kurwa – przekląłem pod nosem – Gdzie do cholery ona mogła pójść? – zapytałem sam siebie półgłosem, gdy nagle ktoś złapał mnie za rękę. – Stary! Pomóż mi proszę bo sam nie dam rady! – No co tam? – Nie ma czasu tłumaczyć! Chodź szybko, zobaczysz! No chodź! – krzyczał już prawie błagalnym głosem. Nie wiem co mną kierowało, gdy postanowiłem iść za półnagim mężczyzną, byłem pijany to fakt ale resztki rozsądku podpowiadały mi, że może faktycznie ktoś potrzebuje pomocy. – Ok. Prowadź! – z każdym krokiem nie mogłem uwierzyć, że idę korytarzem za jakimś chłopaczkiem, ubranym jedynie w białe, jakże gustowne slipki i skarpety podciągnięte do połowy łydki. Nie uszło mojej uwadze, że był zdecydowanie pod wpływem czegoś. Prawdopodobnie na tapsie, bo nosiło go jak opętanym. Wreszcie dotarliśmy pod drzwi i weszliśmy do jednej z wielu sypialni w tym domu i nagle… stanąłem jak wryty. Takiego obrotu sytuacji się nie spodziewałem.
            - Witaj, piękny nieznajomy. Pamiętasz nas? – odezwała się jedna ze studentek napotkanych przy wejściu. Ta sama co nazwała mnie owieczką, tym razem bardziej wymownie ubrana. – No jasne, że pamiętam. Powiedzcie lepiej co zrobiłyście jemu? – wskazałem na stojącego obok mnie, lekko przygarbionego chłopaka. – Bo sprawa jest taka, że… - wybełkotał zawstydzony i zatrzymał się na chwilę jakby myślał co ma powiedzieć – taka, że One powiedziały – wskazał dziewczyny spojrzeniem – że się ze mną prześpią jak przyprowadzę im Ciebie. No! – wyrzucił z siebie szybko i wrócił do przygarbionej postawy z wbitym w podłogę wzrokiem. – Hahaha – zaśmiałem się głośno – nie wierzę, że jesteście takie podłe dla tego chłopaka. – zatrzymałem się na chwilę by złapać jakąś myśl. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji, z jednej strony dwie gorące laseczki, z drugiej zaś jakiś nerd. A co z Joanną? Przecież miałem jej szukać. – Wybaczcie, bardzo to z waszej strony miłe. Naprawdę! Niestety mam już coś w planach. Wierzę, że beze mnie sobie poradzicie. – byłem zaskoczony swoją decyzją.
            - Wiedziałam, że się nie zgodzi. Nie mamy co tu szukać… - Podniosła się druga z dziewczyn i chwyciła w połowie już opróżnioną butelkę Jack’a Danielsa. Przykładając do ust, pociągnęła kilka głębokich łyków i zaczęła się ubierać. – Chodźmy stąd. Walić tych dwóch…
            - Nie proszę nie! – wyskoczył jak  poparzony, do tej pory stojący z boku chłopak – Zostańcie proszę! On też zostanie! – wskazał na mnie i podszedł w moim kierunku – Nie rób mi tego koleś. To jest moja jedyna szansa, żeby zaliczyć. No błagam Cię! – heh… żeby ktoś mnie musiał namawiać do seksu… Ale w towarzystwie innego faceta? – No stary! Takie laseczki i mogą być nasze tylko się zgódź! – W sumie, dzisiaj i tak już chyba nie mam nic lepszego do roboty… na dole impreza powoli cichnie. Do domu wracać nie chcę… - A co mi tam! Zabawmy się! – podgłosiłem muzykę i złapałem za butelkę whisky…

***


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz