Etykiety

Kulisy (4)

Tłumacz na inny język

piątek, 19 lipca 2013

Część II

2happy2be Zaprasza na część drugą historii Maxa Czarowa ;)

***

Nie mogę zasnąć. Żołądek boli mnie niemiłosiernie, ale to przez nerwy z delikatną domieszką wypitego wcześniej alkoholu. Czym ja głupi się denerwuję? Przecież nic mi się tam nie stanie, czego ja się boję? A jeśli mnie nie zaakceptują, jeśli będę odrzutkiem i pośmiewiskiem wszystkich? Nie zniosę tego… nie poradzę sobie z tym. To jest chyba mój największy problem. Obawa przed zaakceptowaniem, przed byciem samotnym. Chyba nikt nie lubi żyć w samotności, ale mnie by to zabiło. Mój egocentryzm sięga już granic możliwości, a mimo to, dalej w niego prę na oślep. Mam przyjaciół, znajomych, ale nie słucham ich, nie biorę na poważnie tego, co do mnie mówią, choć wiem, że mają rację. Jestem złym człowiekiem…
Znowu obudziłem się przed budzikiem… Nie wiem dlaczego, większość razy gdy ustawię sobie budzik, to obudzę się na kilka minut przed tym jak zadzwoni. No ale nic… leżę dalej, bo nie mam ochoty wychodzić spod ciepłej kołdry. Do tego poranny drąg jeszcze nie opadł, a przemierzenie całego piętra ze wzwodem jest dość krępujące. W końcu zadzwonił budzik o idealnej do wstawania godzinie 7:27. Zawsze ustawiam inaczej, bo przecież ustawianie równych godzin jest takie typowe i pospolite, a każdy dzień powinien być wyjątkowy, więc i tak też powinien się zaczynać. Mimo budzika, postanowiłem poczekać jeszcze chwile myśląc o ostatnich wydarzeniach. Ahh te ostatnie dni wakacji będę długo wspominał. Kto by pomyślał, że ze zwykłej potupanki w remizie wylądujemy w Rzeszowie w Live’ie, lecz po nas spodziewać można się wszystkiego. Do tego, ten pierwszy wypalony joint, mistrzostwo świata. Mówią, że za pierwszym razem się nie czuję, ja jednak poczułem. A może sobie sam wkręciłem? Nie wiem. Wiem natomiast, że takiego humoru dawno nie miałem. Całą drogę cieszyłem się z byle czego. Nawet głupia zmiana biegów sprawiała mi taką radość jak nigdy nic innego. Najlepsze z tego wieczoru było to, jak poszedłem z tą laską do loży… zaraz, jak jej było? Wiem, Paulina... całkiem zgrabna, wysoka brunetka o intrygująco zielonych oczach, które dało się dostrzec nawet w panującym tam półmroku. Nie pamiętam o czym z nią rozmawiałem, ale to raczej nie miało większego znaczenia. Nie zwykłem chodzić do klubów na pogaduszki towarzyskie, więc rozmowa i tak sprowadzała się tylko do jednego. Czy wylądujemy u niej, czy u mnie? Eee… u mnie? Głupi ja! Nawet nie miałbym jej gdzie w tym Rzeszowie zabrać. Pamiętam, że wkręciłem jej, że mieszkam w Krakowie i przyjechałem do rodziny. Siedzieliśmy tak obok siebie, pogrążeni w rozmowie prowadzącej do nikąd. Alkohol dodawał odwagi, nastrój był odpowiedni, nawet nie spostrzegłem kiedy delikatnym ale stanowczym ruchem moje usta złączyły się z jej wilgotnymi wargami i oddaliśmy się namiętnemu pocałunkowi. W takich chwili nie myśli się o ludziach, którzy są dookoła, o tym, co myślą lub mówią. W takiej chwili chce się jeszcze, idzie się dalej, wplątując subtelnie palce w jej włosy, muskając subtelnie opuszkami palców skórę za jej uszami, dochodząc do szyi i ramion. Wydawało mi się wtedy, że nic nie może zmącić tej chwili... nic, oprócz… właśnie, zapomniałem o kumplach siedzących w loży obok. Telefon mi chciał wyskoczyć od liczby dostanych wiadomości. To było nieuprzejme z mojej strony wyciągając go dyskretnie i nie przerywając namiętnego pocałunku, czytając wiadomości za jej plecami. Nie zapomnę ich długo, tylko Bart mógł wpaść na taki genialny pomysł żeby napisać „Liż ją i idziemy!”, „Liżesz? Bo chcemy iść”, „Przelizałeś? To chodź!”. Mój wybuch śmiechu speszyłby chyba każdą dziewczynę w takiej sytuacji. W sumie to nie dziwie się jej, że wstała i wyszła, nie odwracając nawet głowy…
- Oo! W końcu mój żołnierzyku skończyłeś stać  na warcie? Jak się cieszę… - powiedziałem sam do siebie – czas pokazać kto będzie w tej szkole rządził – dodałem i zabrałem się za poranną toaletę.
Inauguracja roku akademickiego 2011/2012. Jezu jak to brzmi, kto by pomyślał, że dostanę się na studia do Krakowa. Wszystko już miałem w Rzeszowie załatwione. Mieszkanie, mnóstwo znajomych, papiery na uczelnie złożone. Za cholerę nie spodziewałbym się, że tydzień przed rozpoczęciem roku dostanę telefon z Krakowa. Rozmowa była mistrzowska…
- Dzień dobry, czy pan Maksymilian Czarow? – usłyszałem przyjazny męski głos w słuchawce.
- Tak, to ja. W czym mogę pomóc?
- Uprzejmie informuje, że dostał się pan z listy rezerwowej. Czy jest pan zainteresowany studiowaniem na naszym uniwersytecie w Krakowie? 
- Eee… - Zaniemówiłem przez moment, jednak zaraz, najbardziej elokwentnie jak w danym momencie potrafiłem odpowiedzieć, dodałem  - w sumie mogę.

            Dalsza rozmowa dotyczyła już tylko formalności. Nie ukrywam jednak że moja radość nie miała granic. Dziś już tak niestety nie było, dziś przepełniał mnie lęk. Ten sam lęk, którym wczoraj mój wirujący umysł mimo dużej dawki złocistego płynu, był wstanie spowić moje myśli. A jeśli mnie nie zaakceptują?...  Bez trudu znalazłem aulę i zająłem wolne miejsce.  Czas leciał wolno jak cholera, a czcze gadanie śmietanki uczelnianej, nie miało końca.
- Wybacz mi, moja droga, że tak zaglądam przez ramię, czyżby jednak tak wspaniała dziewczyna przypadkiem nie wybierała się na psychologię? 
            - Tak, a skąd wiesz? - odpowiedziała zmieszana. Była naprawdę ładną dziewczyną. Smukła twarzyczka z dużymi brązowymi oczami. Do tego długie proste włosy, filigranowa budowa ciała. Sprawiało to wrażenie, że wyglądała niczym Elfka rodem z literatury Sapkowskiego. Jeśli tak mają wyglądać studia, to zdecydowanie dobrze trafiłem. 
            - Można to wyczytać z twojej twarzy – Uśmiechnąłem się i wskazałem wzrokiem jej dokument o przyjęciu – Wyczytałem również, że taka piękność ma na imię Joanna.
            - Widzę, że jesteś spostrzegawczy – podała mi rękę uśmiechając się serdecznie – a ty mój drogi? 
            - Ja na razie wolę pozostać  Twoim drogim, jeśli powiem Ci o mnie wszystko, to nie będzie pretekstu do kolejnego spotkania.  – kobiety lubią, jak jest się dla nich zagadką. Nie każda jednak akceptuje takie zagrywki. W tym przypadku jednak się nie pomyliłem. Odchodząc, spojrzałem jeszcze raz na nią i uśmiechnąłem się szczerze trzymając w reku karteczkę z jej numerem telefonu.

            - Ej! Ej! Siema stary! – zaskoczył mnie głos dochodzący zza pleców – Jesteś nowy jak zakładam, prawda? – Kiwnąłem głowa z aprobatą – Proszę, zaproszenie na dzisiejszy wieczorek zapoznawczy. Musiałeś się koleś komuś spodobać, bo nie każdy dostaje to zaproszenie – nie odpowiedziałem nic. Jedynie odwracając się wymusiłem delikatny uśmiech i wyszedłem frontowymi drzwiami. 

1 komentarz:

  1. O boziu ;)
    To jest świetne <33
    Mało się dzieje, ale i tak jest to wciągające.
    Na prawdę masz super talent ;]

    + w moim blogu jeśli chodzi o przekleństwa, to na tym to polega ;] Ona jest tą złą, więc po prostu sam jej charakter muszę oddać w ten sposób :)
    + Dzięki za wyrażenie opinii na blogu ;D

    OdpowiedzUsuń