***
Nie mogę
zasnąć. Żołądek boli mnie niemiłosiernie, ale to przez nerwy z delikatną
domieszką wypitego wcześniej alkoholu. Czym ja głupi się denerwuję? Przecież
nic mi się tam nie stanie, czego ja się boję? A jeśli mnie nie zaakceptują,
jeśli będę odrzutkiem i pośmiewiskiem wszystkich? Nie zniosę tego… nie poradzę
sobie z tym. To jest chyba mój największy problem. Obawa przed zaakceptowaniem,
przed byciem samotnym. Chyba nikt nie lubi żyć w samotności, ale mnie by to
zabiło. Mój egocentryzm sięga już granic możliwości, a mimo to, dalej w niego
prę na oślep. Mam przyjaciół, znajomych, ale nie słucham ich, nie biorę na
poważnie tego, co do mnie mówią, choć wiem, że mają rację. Jestem złym
człowiekiem…
Znowu
obudziłem się przed budzikiem… Nie wiem dlaczego, większość razy gdy ustawię
sobie budzik, to obudzę się na kilka minut przed tym jak zadzwoni. No ale nic…
leżę dalej, bo nie mam ochoty wychodzić spod ciepłej kołdry. Do tego poranny
drąg jeszcze nie opadł, a przemierzenie całego piętra ze wzwodem jest dość
krępujące. W końcu zadzwonił budzik o idealnej do wstawania godzinie 7:27.
Zawsze ustawiam inaczej, bo przecież ustawianie równych godzin jest takie
typowe i pospolite, a każdy dzień powinien być wyjątkowy, więc i tak też
powinien się zaczynać. Mimo budzika, postanowiłem poczekać jeszcze chwile
myśląc o ostatnich wydarzeniach. Ahh te ostatnie dni wakacji będę długo
wspominał. Kto by pomyślał, że ze zwykłej potupanki w remizie wylądujemy w
Rzeszowie w Live’ie, lecz po nas spodziewać można się wszystkiego. Do tego, ten
pierwszy wypalony joint, mistrzostwo świata. Mówią, że za pierwszym razem się
nie czuję, ja jednak poczułem. A może sobie sam wkręciłem? Nie wiem. Wiem
natomiast, że takiego humoru dawno nie miałem. Całą drogę cieszyłem się z byle
czego. Nawet głupia zmiana biegów sprawiała mi taką radość jak nigdy nic innego.
Najlepsze z tego wieczoru było to, jak poszedłem z tą laską do loży… zaraz, jak
jej było? Wiem, Paulina... całkiem zgrabna, wysoka brunetka o intrygująco
zielonych oczach, które dało się dostrzec nawet w panującym tam półmroku. Nie
pamiętam o czym z nią rozmawiałem, ale to raczej nie miało większego znaczenia.
Nie zwykłem chodzić do klubów na pogaduszki towarzyskie, więc rozmowa i tak
sprowadzała się tylko do jednego. Czy wylądujemy u niej, czy u mnie? Eee… u
mnie? Głupi ja! Nawet nie miałbym jej gdzie w tym Rzeszowie zabrać. Pamiętam,
że wkręciłem jej, że mieszkam w Krakowie i przyjechałem do rodziny. Siedzieliśmy
tak obok siebie, pogrążeni w rozmowie prowadzącej do nikąd. Alkohol dodawał
odwagi, nastrój był odpowiedni, nawet nie spostrzegłem kiedy delikatnym ale
stanowczym ruchem moje usta złączyły się z jej wilgotnymi wargami i oddaliśmy
się namiętnemu pocałunkowi. W takich chwili nie myśli się o ludziach, którzy są
dookoła, o tym, co myślą lub mówią. W takiej chwili chce się jeszcze, idzie się
dalej, wplątując subtelnie palce w jej włosy, muskając subtelnie opuszkami
palców skórę za jej uszami, dochodząc do szyi i ramion. Wydawało mi się wtedy,
że nic nie może zmącić tej chwili... nic, oprócz… właśnie, zapomniałem o
kumplach siedzących w loży obok. Telefon mi chciał wyskoczyć od liczby
dostanych wiadomości. To było nieuprzejme z mojej strony wyciągając go
dyskretnie i nie przerywając namiętnego pocałunku, czytając wiadomości za jej
plecami. Nie zapomnę ich długo, tylko Bart mógł wpaść na taki genialny pomysł
żeby napisać „Liż ją i idziemy!”, „Liżesz? Bo chcemy iść”, „Przelizałeś? To chodź!”.
Mój wybuch śmiechu speszyłby chyba każdą dziewczynę w takiej sytuacji. W sumie
to nie dziwie się jej, że wstała i wyszła, nie odwracając nawet głowy…
- Oo! W końcu
mój żołnierzyku skończyłeś stać na
warcie? Jak się cieszę… - powiedziałem sam do siebie – czas pokazać kto będzie
w tej szkole rządził – dodałem i zabrałem się za poranną toaletę.
Inauguracja
roku akademickiego 2011/2012. Jezu jak to brzmi, kto by pomyślał, że dostanę
się na studia do Krakowa. Wszystko już miałem w Rzeszowie załatwione.
Mieszkanie, mnóstwo znajomych, papiery na uczelnie złożone. Za cholerę nie
spodziewałbym się, że tydzień przed rozpoczęciem roku dostanę telefon z
Krakowa. Rozmowa była mistrzowska…
- Dzień dobry,
czy pan Maksymilian Czarow? – usłyszałem przyjazny męski głos w słuchawce.
- Tak, to ja. W czym mogę pomóc?
- Uprzejmie informuje, że dostał się pan z listy rezerwowej. Czy jest pan
zainteresowany studiowaniem na naszym uniwersytecie w Krakowie?
- Eee… - Zaniemówiłem przez moment, jednak zaraz, najbardziej elokwentnie jak w
danym momencie potrafiłem odpowiedzieć, dodałem
- w sumie mogę.
Dalsza
rozmowa dotyczyła już tylko formalności. Nie ukrywam jednak że moja radość nie
miała granic. Dziś już tak niestety nie było, dziś przepełniał mnie lęk. Ten
sam lęk, którym wczoraj mój wirujący umysł mimo dużej dawki złocistego płynu,
był wstanie spowić moje myśli. A jeśli mnie nie zaakceptują?... Bez trudu znalazłem aulę i zająłem wolne
miejsce. Czas leciał wolno jak cholera,
a czcze gadanie śmietanki uczelnianej, nie miało końca.
- Wybacz mi,
moja droga, że tak zaglądam przez ramię, czyżby jednak tak wspaniała dziewczyna
przypadkiem nie wybierała się na psychologię?
- Tak, a skąd wiesz? - odpowiedziała
zmieszana. Była naprawdę ładną dziewczyną. Smukła twarzyczka z dużymi brązowymi
oczami. Do tego długie proste włosy, filigranowa budowa ciała. Sprawiało to
wrażenie, że wyglądała niczym Elfka rodem z literatury Sapkowskiego. Jeśli tak
mają wyglądać studia, to zdecydowanie dobrze trafiłem.
- Można to wyczytać z twojej
twarzy – Uśmiechnąłem się i wskazałem wzrokiem jej dokument o przyjęciu –
Wyczytałem również, że taka piękność ma na imię Joanna.
- Widzę, że jesteś
spostrzegawczy – podała mi rękę uśmiechając się serdecznie – a ty mój drogi?
- Ja na razie wolę
pozostać Twoim drogim, jeśli powiem Ci o
mnie wszystko, to nie będzie pretekstu do kolejnego spotkania. – kobiety lubią, jak jest się dla nich
zagadką. Nie każda jednak akceptuje takie zagrywki. W tym przypadku jednak się
nie pomyliłem. Odchodząc, spojrzałem jeszcze raz na nią i uśmiechnąłem się
szczerze trzymając w reku karteczkę z jej numerem telefonu.
-
Ej! Ej! Siema stary! – zaskoczył mnie głos dochodzący zza pleców – Jesteś nowy
jak zakładam, prawda? – Kiwnąłem głowa z aprobatą – Proszę, zaproszenie na
dzisiejszy wieczorek zapoznawczy. Musiałeś się koleś komuś spodobać, bo nie
każdy dostaje to zaproszenie – nie odpowiedziałem nic. Jedynie odwracając się
wymusiłem delikatny uśmiech i wyszedłem frontowymi drzwiami.
O boziu ;)
OdpowiedzUsuńTo jest świetne <33
Mało się dzieje, ale i tak jest to wciągające.
Na prawdę masz super talent ;]
+ w moim blogu jeśli chodzi o przekleństwa, to na tym to polega ;] Ona jest tą złą, więc po prostu sam jej charakter muszę oddać w ten sposób :)
+ Dzięki za wyrażenie opinii na blogu ;D