Etykiety

Kulisy (4)

Tłumacz na inny język

sobota, 27 lipca 2013

Część III

Nadszedł długo wyczekiwany wieczór. Wysiadłem przed domem o wskazanym adresie. Co to była za chata! Niczym w filmach rodem z Hollywood. Brakowało tylko, żeby taksówka, którą przyjechałem była żółtym fordem. Na podjeździe już od samej bramy rozciągały się same ekskluzywne samochody. Nie często moim oczom ukazywał się taki widok. W moim miasteczku fakt, można było spotkać jakieś auto lepszej klasy, ale jak już to sporadycznie i mówiono o tym później przez parę dni. Idąc w stronę wejścia, uwagę moją przykuł jeden szczegół. Spośród wszystkich pojazdów jedno z nich miało znajome blachy. 
            - Co tutaj robi auto z rejestracją RRS? – zapytałem sam siebie po cichu. Nim jednak zdążyłem się nad tym zastanowić drzwi wejściowe otworzyło mi dwóch goryli, a z pewnością tak można by było o nich powiedzieć gdyby na całym ciele byli porośnięci ciemną sierścią. 
            - Zaproszenie – warknął jeden z nich zastawiając mi drogę. 
            - Już daje, spokojnie panowie – podałem karteczkę uśmiechając się od ucha do ucha – a tak swoja drogą, powiedzcie mi moi drodzy. Wygodnie wam się tak chodzi z tymi telewizorami? – nie mogłem się oprzeć by z nich trochę zażartować – Rozumiem, że to jakiś wyznacznik męskości w waszych kręgach, ale telewizory kineskopowe już dawno wyszły z mody – rzuciłem na nich wyzywające spojrzenie – Teraz się powinno nosić LCD – Nabrałem maksymalnie powietrza i szerokim, parodyjnym krokiem przecisnąłem się miedzy nimi, trącając ich barkami i łokciami. Czułem tylko ich wzrok zawieszony na mojej sylwetce, do czasu aż zniknąłem w tłumie pijanych a co za tym idzie wesołych ludzi.  Pierwsze wrażenie po przejściu przez bramę było niczym wobec tego, co zobaczyłem tutaj. Nie  znam się na modzie i trendach panujących w dekoracji wnętrz , ale wszystko było utrzymane w bardzo odpowiadającym mi stylu. Nowoczesność i minimalizm, z lekką nutką klasycyzmu.   Nie jestem tu jednak po to by zwiedzać. Czas by się dowiedzieć co ja tu do cholery robię?

            - Ty! Patrz jaka zagubiona owieczka… - zauważyłem wskazującą na mnie palcem, jedną z dwóch studentek przechodzących obok.
            - Może się nią zajmiemy? – odparła jej druga, nie odrywając ode mnie wzroku. – nie wygląda na całkiem bezbronną, więc… może być zabawnie. – dodała, wykrzywiając wargi w zmysłowy uśmiech i przesuwając po nich językiem w takim sposób, że nie jednego mężczyznę przyprawiło by to o przyjemne mrowienie w kroku.

            Usłyszałem w myślach delikatne kliknięcie i wiedziałem już, że dalszą kontrolę nad tym co robię przejęła druga głowa, ta mniejsza. Z tego też powodu, moje onieśmielenie przed tymi dwiema pięknymi dziewczynami nie trwało długo, a pierwsza myśl, która się pojawiła wyrażała wszystko co w danej chwili było mi potrzebne do szczęścia.  – Idź! Korzystaj z szansy! -  Tak tez próbowałem zrobić, gdy przed postawieniem pierwszego kroku powstrzymała mnie czyjaś dłoń na moim ramieniu. Nie był to mocny uścisk, jednak na tyle stanowczy, bym znieruchomiał w obawie przed zaczepionymi wcześniej ochroniarzami.
            - Widzę, że dobrze się bawisz „Mój drogi” – ktoś szepnął mi do ucha na tyle przyjaźnie, bym powoli odważył się obrócić. Z racji tego jednak, że mój mózg nastawiony na łatwe igraszki, bronił się przed odebraniem mu tej myśli, stałem przez kilkanaście sekund zanim dotarło do mnie to co widzę. Przed moimi oczami pojawiła się kobieta, której nie bałbym się określić mianem Miss Wszechświata a jej nietuzinkowa uroda, współgrająca z delikatnym makijażem i obcisła „małą czarną” doprowadzała mnie do gwałtownego odpływu krwi z górnych partii organizmu w miejsce, gdzie bardziej jej potrzebowano. 
            - To ty elf… Joanno – zawahałem się delikatnie, by nie popełnić ogromnego foux pas. Nie ma bardziej niewybaczalnego błędu niż pomylić kobiece imiona. Nie dziwie się więc, dlaczego powstały takie zdrobnienia jak kochanie, słoneczko czy kotku. O wiele prościej zapamiętać a jak nawet się pomylisz to nic nie tracisz, bo inwencja twórcza wśród mężczyzn jest wysoko ceniona. – Wyglądasz… barak słów jak wyglądasz. Czasami w filmach jak chcą zaprezentować jakąś przepiękną kobietę, to wszystkich oślepia  jej blask a ona w spowolnionym tempie porusza włosami lub wykonuje inny równie poruszający męską wyobraźnie gest. Takie samo wrażenie odniosłem teraz spoglądając na Ciebie wyłaniającą mi się zza pleców. Poważnie!
            - Zabawny jesteś, ale to dalej nie zmienia faktu, że nie znam twojego imienia. – uśmiechnęła się wybijając mnie swoją urodą z tropu jeszcze bardziej. 
            - Fakt obiecałem, że zdradzę je przy następnym spotkaniu i to też właśnie czynię. – szybkim ruchem zgarnąłem dwa kieliszki z tacy przechodzącego nieopodal kelnera. Podałem jej jednego z nich i spletliśmy ręce w tradycyjnego bruderschafta. – Mam na imię Max.
            - Joanna – uśmiechnęliśmy się i wypiliśmy swoje wspólne zdrowie. Dopełniając wszystko delikatnym pocałunkiem, mokrymi jeszcze od dopiero co wypitej wódki. – Chodź! Oprowadzę Cię. Ale najpierw się czegoś napijmy. – złapała mnie za rękę i przeciskając między ludźmi, zaciągnęła w stronę baru. – dla mnie będzie Gin z tonic’iem dla niego, hmm… Co dla Ciebie?
            - Ja poproszę Jacka Daniels’a ze Sprite’m i może jakiś piękny kwiat dla tej pani, który choć w małym stopniu oddawałby jej urodę. 
            - Daj spokój głupku! – uśmiechnęła się nieświadomie i pociągnęła mnie dalej w stronę ogrodu.

            Mój wzrok nie nadążał za migającym mi przed oczami mnóstwem twarzy. Gdziekolwiek chciałbym się przypatrzeć, udawało mi się to z trudem. Pędziliśmy pośród tłumu tak szybko, jakby ktoś nas gonił. W pewnym momencie jednak wpadłem, na dziwnie znajomy widok. Szarpnąłem ją gwałtowne za rękę i zatrzymaliśmy się na środku ogromnego pokoju, wskazując dyskretnie ręką na siedzącego w towarzystwie niezwykle urodziwych kobiet, mężczyznę.
            - Czekaj, czekaj! Przecież to jest Adam Hoks!
            - O tak! Niezła z niego dupeczka! Miał wczoraj pokaz w Krakowie i muszę przyznać, że w tej ostatniej jesiennej kolekcji prezentuje się niezwykle seksownie. Widziałeś ją może? 
            Odpowiedziałem jej przeczącym kiwnięciem głowy i ruszyłem w jego stronę przekrzykując tłum.
            - Wujek! Wujek! – zauważyłem jak podnosi wzrok i na widok znajomej twarzy jego usta układają się w szeroki, lecz mocno zdziwiony uśmiech.
            - Nie wierze! Maksiu! Co ty tutaj… - wpadliśmy sobie w silny, braterski uścisk szczerząc zęby od ucha do ucha. – Poznaj, to jest Mery, Nat i Alex. – wskazał dłonią na każdą, z jego towarzyszek – pracujemy razem od paru dni. A twoja dama to? 
            - Och, proszę  wybaczyć. Joanna, moja przewodniczka po tej niezwykle okazałej posiadłości – uśmiechnąłem się i usiadłem na wskazanym miejscu. 
            - To wy jesteście rodziną? – jedna z dziewczyn zapytała nieśmiało. Jeśli dobrze pamiętam była to Alex. Kobieta o niezwykle pięknych, falowanych, kruczo czarnych włosach. Małym, zgrabnym nosku i delikatnych rysach twarzy, z makijażem podkreślającym jej lśniące od wypitego już alkoholu, duże, niebieskie oczy. 
            - Nie! – odpowiedzieliśmy jednocześnie z Adamem, wybuchając śmiechem – Ale przeżytych razem lat młodości nikt nam nie odbierze. Tyle piwa co wspólnie wypiliśmy wieczorami na zetach, tyle rozterek miłosnych, które razem przecierpieliśmy, tyle karkówek wspólnie usmażonych przy każdej sprzyjającej do grilla okazji. To wszystko nas zdecydowanie obliguję do pokrewieństwa. 
            - Ale dlaczego wujek? – zapytała druga z nich, której imienia nie pamiętałem – ponieważ zawsze mógł wypić więcej o jedno piwo ode mnie – dodałem żartem – prawda wujek?
            - Oj tam od razu więcej, ale te piwka, zety, karkówka… ach… Dobrze gada, polać mu! – wypiliśmy wszyscy po pięćdziesiątce – Kto by przypuszczał Maksiu, że spotkamy się w takich okolicznościach. 
            - No niestety z biegiem czasu widujemy się coraz rzadziej. Pamiętam jak jeszcze nie tak dawno chwaliłeś się, że wysłałeś zdjęcia do agencji tak z głupia i przyjęli Cię. Wtedy chodzenie po galerii w Rzeszowie z balonami, dostając dwie dychy za godzinę to było coś a teraz, widzę nie możesz narzekać – wskazałem wzrokiem na siedzące z nim dziewczyny i uśmiechnąłem się porozumiewawczo, co musiało być dla nich wyczuwalne , bo jednomyślnie odebrały to jako komplement. 
            - Widzisz, znowu masz rację. Narzekać nie mogę ale roboty jest w cholerę. Czasy, kiedy chodziło się z balonikami były naprawdę przyjemne. Teraz tylko pokazy, pokazy. Jestem tutaj tylko dlatego, że miałem wczoraj pokaz w Krakowie, a zawsze po pokazie trzeba iść gdzieś odpocząć od tego całego zamieszania i zgiełku.
            - A tak, kolekcja jesienna. Obiło mi się coś o uszy. Podobno robiłeś wrażenie – zaśmiałem się spoglądając na zmieszaną Joannę, wystarczająco już zawstydzoną samym faktem, że siedzi z Adamem.
            - Dziękuje, z ust przyjaciela brzmi to po stokroć lepiej, niż od każdej jednej dziewczyny starającej mi się przypodobać – teraz mimo silnego makijażu, na twarzy mojej towarzyszki dało się zauważyć nieznaczne oznaki purpurowej barwy a jej wzrok był wbity w podłogę tak mocno, jakby chciała pod nią zniknąć całą swoją siłą woli
            - Napijmy się – zaproponowałem, by choć trochę uratować ją od tej krępującej dla niej chwili i stuknąłem swoim kieliszkiem w jej, a później kolejno, w każdego kto przyłączył się do toastu. – Za nasze życia, Wujek! Niech będą takie, jakie sami chcemy żeby były! – Wypiliśmy któregoś już z kolei baniaczka z delikatnym grymasem na twarzy – A teraz wedle tradycji, ten na kim się skończyło leci po następną flaszkę.
            - To ja pójdę – odezwała się w końcu Joanna
            - No coś ty nie wygłupiaj się, nie śmiałbym wysyłać dziewczyny, żeby przynosiła mi wódkę… - już wstawałem, gdy posadziła mnie silnym pchnięciem ręki z powrotem na kanapie.
            - Żaden problem, i tak muszę jeszcze iść przypudrować nosek – uśmiechnęła się delikatnie i zniknęła w tłumie pijanych ludzi
            - Co ta twoja laseczka taka dzika? 
            - To nie moja laseczka, rozmawiałem z nią dwa razy w życiu. Choć musisz przyznać niezły z niej towar… Bez urazy dziewczyny oczywiście. Wstydzi się trochę bo chyba nie sądziła, że będzie z Tobą pić wódkę. Raczej pozostawałeś dla niej tylko w sferze marzeń. To ona mi powiedziała o twoim wczorajszym pokazie i hmm… urokliwej prezentacji swojej osoby.  
            - Ach… skaranie boskie z tymi kobietami – poklepał delikatnie jedną z dziewczyn po nodze – A co do pokazu, daj spokój, przecież wyglądałem normalnie. Nie ma czym się zachwycać, sam wiesz. A tak w ogóle, to zabawię w Krakowie jeszcze ze dwa dni bo czeka mnie z dziewczynami jeszcze jeden pokaz. Także, może jeszcze by się ugadał na jakieś piwko, dwa. 
            - Góra siedem – dokończyłem za niego nasze stare powiedzenie – jak za dawnych czasów. Idę poszukam tej niewiasty, bo coś długo jej nie ma. Nie lada będzie to wyczyn w takim domu więc jak nie wrócę do świtu to powiadom odpowiednie służby. – zaśmiałem się i przybijając sobie „pione” pożegnaliśmy się.

            Na szczęście, będąc delikatnie wstawionym wszystko nie wyglądało już tak strasznie. Oprócz Wujka była ona jedyną osobą, która tutaj znałem. Pasowało więc faktycznie podjąć starań by ją odnaleźć. Jako pierwsze miejsce do sprawdzenia obrałem kierunek bar. Jakby się dłużej zastanowić to z dwóch powodów. Raz, faktycznie mogłem ją tam spotkać, bo mówiła, że idzie po flaszkę. Bardziej jednak do pójścia tam przekonywał mnie fakt pustej szklanki po whisky trzymanej w ręku. Próbując się tam przebić, poczułem między mną a tym pijanym tłumem, pewną więź. Przerażenie ogromem tego wszystkiego zniknęło zupełnie, a w zamian za to, jak to po alkoholu, pojawiło się otwarcie i chęć nawiązywania kontaktów. 
            - Jeszcze raz to samo – podałem barmanowi pustą szklankę – nie widziałeś przypadkiem takiej, eee… pięknej dziewczyny… - zatrzymałem się na chwilę gestykulując dyskretnie i rzucając barmanowi wołające o pomoc spojrzenie - proste czarne włosy, czarna  sukienka, obcisła – on jednak popatrzył się tylko na mnie z głupim uśmieszkiem i podał mi karteczkę.

„Szukaj tam, gdzie pierwszy raz spotkały się spojrzenia”
                                                                                                                J.M.
 Wiedziała, że przyjdę zapytać o nią do baru, ale gdzie mam iść dalej? Nie lubiłem się domyślać. Jak z resztą u większości mężczyzn nie było to moją mocną stroną. Mam jednak wyjście? Złapałem szybko napełnioną ponownie szklankę z whisky i poszedłem schodami na piętro. Tutaj liczba osób wcale nie była mniejsza jednak rodzaj czynności przez nich wykonywany był zdecydowanie bardziej konkretny. Na każdym kroku jakaś, zapewne świeżo poznana para, oddawała się pokusie i całowała namiętnie nie zważając na nikogo wokół. Od razu przypomniały mi się imprezy w remizach gdzie było to na porządku dziennym a nawet dziwny byłoby gdyby nikt tego nie robił. Z naukowego punktu widzenia można stwierdzić, że jest cała gama praw imprezowych ogólnie przyjętych lecz nigdzie nie pisanych. W tym przypadku mówiłoby to, że wprost proporcjonalnie do ilości wypitego alkoholu, ilość „par imprezowych” się zwiększa. Z doświadczenia wiem jednak, że w większości są to epizodyczne wydarzenia, dla obu stron nic nie znaczące. Takie ot co wybryki po pijaku. Patrzyłem na tych wszystkich ludzi, dobijając się coraz bardziej trzymanym w ręku whisky.                                                – Kurwa – przekląłem pod nosem – Gdzie do cholery ona mogła pójść? – zapytałem sam siebie półgłosem, gdy nagle ktoś złapał mnie za rękę. – Stary! Pomóż mi proszę bo sam nie dam rady! – No co tam? – Nie ma czasu tłumaczyć! Chodź szybko, zobaczysz! No chodź! – krzyczał już prawie błagalnym głosem. Nie wiem co mną kierowało, gdy postanowiłem iść za półnagim mężczyzną, byłem pijany to fakt ale resztki rozsądku podpowiadały mi, że może faktycznie ktoś potrzebuje pomocy. – Ok. Prowadź! – z każdym krokiem nie mogłem uwierzyć, że idę korytarzem za jakimś chłopaczkiem, ubranym jedynie w białe, jakże gustowne slipki i skarpety podciągnięte do połowy łydki. Nie uszło mojej uwadze, że był zdecydowanie pod wpływem czegoś. Prawdopodobnie na tapsie, bo nosiło go jak opętanym. Wreszcie dotarliśmy pod drzwi i weszliśmy do jednej z wielu sypialni w tym domu i nagle… stanąłem jak wryty. Takiego obrotu sytuacji się nie spodziewałem.
            - Witaj, piękny nieznajomy. Pamiętasz nas? – odezwała się jedna ze studentek napotkanych przy wejściu. Ta sama co nazwała mnie owieczką, tym razem bardziej wymownie ubrana. – No jasne, że pamiętam. Powiedzcie lepiej co zrobiłyście jemu? – wskazałem na stojącego obok mnie, lekko przygarbionego chłopaka. – Bo sprawa jest taka, że… - wybełkotał zawstydzony i zatrzymał się na chwilę jakby myślał co ma powiedzieć – taka, że One powiedziały – wskazał dziewczyny spojrzeniem – że się ze mną prześpią jak przyprowadzę im Ciebie. No! – wyrzucił z siebie szybko i wrócił do przygarbionej postawy z wbitym w podłogę wzrokiem. – Hahaha – zaśmiałem się głośno – nie wierzę, że jesteście takie podłe dla tego chłopaka. – zatrzymałem się na chwilę by złapać jakąś myśl. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji, z jednej strony dwie gorące laseczki, z drugiej zaś jakiś nerd. A co z Joanną? Przecież miałem jej szukać. – Wybaczcie, bardzo to z waszej strony miłe. Naprawdę! Niestety mam już coś w planach. Wierzę, że beze mnie sobie poradzicie. – byłem zaskoczony swoją decyzją.
            - Wiedziałam, że się nie zgodzi. Nie mamy co tu szukać… - Podniosła się druga z dziewczyn i chwyciła w połowie już opróżnioną butelkę Jack’a Danielsa. Przykładając do ust, pociągnęła kilka głębokich łyków i zaczęła się ubierać. – Chodźmy stąd. Walić tych dwóch…
            - Nie proszę nie! – wyskoczył jak  poparzony, do tej pory stojący z boku chłopak – Zostańcie proszę! On też zostanie! – wskazał na mnie i podszedł w moim kierunku – Nie rób mi tego koleś. To jest moja jedyna szansa, żeby zaliczyć. No błagam Cię! – heh… żeby ktoś mnie musiał namawiać do seksu… Ale w towarzystwie innego faceta? – No stary! Takie laseczki i mogą być nasze tylko się zgódź! – W sumie, dzisiaj i tak już chyba nie mam nic lepszego do roboty… na dole impreza powoli cichnie. Do domu wracać nie chcę… - A co mi tam! Zabawmy się! – podgłosiłem muzykę i złapałem za butelkę whisky…

***


piątek, 19 lipca 2013

Część II

2happy2be Zaprasza na część drugą historii Maxa Czarowa ;)

***

Nie mogę zasnąć. Żołądek boli mnie niemiłosiernie, ale to przez nerwy z delikatną domieszką wypitego wcześniej alkoholu. Czym ja głupi się denerwuję? Przecież nic mi się tam nie stanie, czego ja się boję? A jeśli mnie nie zaakceptują, jeśli będę odrzutkiem i pośmiewiskiem wszystkich? Nie zniosę tego… nie poradzę sobie z tym. To jest chyba mój największy problem. Obawa przed zaakceptowaniem, przed byciem samotnym. Chyba nikt nie lubi żyć w samotności, ale mnie by to zabiło. Mój egocentryzm sięga już granic możliwości, a mimo to, dalej w niego prę na oślep. Mam przyjaciół, znajomych, ale nie słucham ich, nie biorę na poważnie tego, co do mnie mówią, choć wiem, że mają rację. Jestem złym człowiekiem…
Znowu obudziłem się przed budzikiem… Nie wiem dlaczego, większość razy gdy ustawię sobie budzik, to obudzę się na kilka minut przed tym jak zadzwoni. No ale nic… leżę dalej, bo nie mam ochoty wychodzić spod ciepłej kołdry. Do tego poranny drąg jeszcze nie opadł, a przemierzenie całego piętra ze wzwodem jest dość krępujące. W końcu zadzwonił budzik o idealnej do wstawania godzinie 7:27. Zawsze ustawiam inaczej, bo przecież ustawianie równych godzin jest takie typowe i pospolite, a każdy dzień powinien być wyjątkowy, więc i tak też powinien się zaczynać. Mimo budzika, postanowiłem poczekać jeszcze chwile myśląc o ostatnich wydarzeniach. Ahh te ostatnie dni wakacji będę długo wspominał. Kto by pomyślał, że ze zwykłej potupanki w remizie wylądujemy w Rzeszowie w Live’ie, lecz po nas spodziewać można się wszystkiego. Do tego, ten pierwszy wypalony joint, mistrzostwo świata. Mówią, że za pierwszym razem się nie czuję, ja jednak poczułem. A może sobie sam wkręciłem? Nie wiem. Wiem natomiast, że takiego humoru dawno nie miałem. Całą drogę cieszyłem się z byle czego. Nawet głupia zmiana biegów sprawiała mi taką radość jak nigdy nic innego. Najlepsze z tego wieczoru było to, jak poszedłem z tą laską do loży… zaraz, jak jej było? Wiem, Paulina... całkiem zgrabna, wysoka brunetka o intrygująco zielonych oczach, które dało się dostrzec nawet w panującym tam półmroku. Nie pamiętam o czym z nią rozmawiałem, ale to raczej nie miało większego znaczenia. Nie zwykłem chodzić do klubów na pogaduszki towarzyskie, więc rozmowa i tak sprowadzała się tylko do jednego. Czy wylądujemy u niej, czy u mnie? Eee… u mnie? Głupi ja! Nawet nie miałbym jej gdzie w tym Rzeszowie zabrać. Pamiętam, że wkręciłem jej, że mieszkam w Krakowie i przyjechałem do rodziny. Siedzieliśmy tak obok siebie, pogrążeni w rozmowie prowadzącej do nikąd. Alkohol dodawał odwagi, nastrój był odpowiedni, nawet nie spostrzegłem kiedy delikatnym ale stanowczym ruchem moje usta złączyły się z jej wilgotnymi wargami i oddaliśmy się namiętnemu pocałunkowi. W takich chwili nie myśli się o ludziach, którzy są dookoła, o tym, co myślą lub mówią. W takiej chwili chce się jeszcze, idzie się dalej, wplątując subtelnie palce w jej włosy, muskając subtelnie opuszkami palców skórę za jej uszami, dochodząc do szyi i ramion. Wydawało mi się wtedy, że nic nie może zmącić tej chwili... nic, oprócz… właśnie, zapomniałem o kumplach siedzących w loży obok. Telefon mi chciał wyskoczyć od liczby dostanych wiadomości. To było nieuprzejme z mojej strony wyciągając go dyskretnie i nie przerywając namiętnego pocałunku, czytając wiadomości za jej plecami. Nie zapomnę ich długo, tylko Bart mógł wpaść na taki genialny pomysł żeby napisać „Liż ją i idziemy!”, „Liżesz? Bo chcemy iść”, „Przelizałeś? To chodź!”. Mój wybuch śmiechu speszyłby chyba każdą dziewczynę w takiej sytuacji. W sumie to nie dziwie się jej, że wstała i wyszła, nie odwracając nawet głowy…
- Oo! W końcu mój żołnierzyku skończyłeś stać  na warcie? Jak się cieszę… - powiedziałem sam do siebie – czas pokazać kto będzie w tej szkole rządził – dodałem i zabrałem się za poranną toaletę.
Inauguracja roku akademickiego 2011/2012. Jezu jak to brzmi, kto by pomyślał, że dostanę się na studia do Krakowa. Wszystko już miałem w Rzeszowie załatwione. Mieszkanie, mnóstwo znajomych, papiery na uczelnie złożone. Za cholerę nie spodziewałbym się, że tydzień przed rozpoczęciem roku dostanę telefon z Krakowa. Rozmowa była mistrzowska…
- Dzień dobry, czy pan Maksymilian Czarow? – usłyszałem przyjazny męski głos w słuchawce.
- Tak, to ja. W czym mogę pomóc?
- Uprzejmie informuje, że dostał się pan z listy rezerwowej. Czy jest pan zainteresowany studiowaniem na naszym uniwersytecie w Krakowie? 
- Eee… - Zaniemówiłem przez moment, jednak zaraz, najbardziej elokwentnie jak w danym momencie potrafiłem odpowiedzieć, dodałem  - w sumie mogę.

            Dalsza rozmowa dotyczyła już tylko formalności. Nie ukrywam jednak że moja radość nie miała granic. Dziś już tak niestety nie było, dziś przepełniał mnie lęk. Ten sam lęk, którym wczoraj mój wirujący umysł mimo dużej dawki złocistego płynu, był wstanie spowić moje myśli. A jeśli mnie nie zaakceptują?...  Bez trudu znalazłem aulę i zająłem wolne miejsce.  Czas leciał wolno jak cholera, a czcze gadanie śmietanki uczelnianej, nie miało końca.
- Wybacz mi, moja droga, że tak zaglądam przez ramię, czyżby jednak tak wspaniała dziewczyna przypadkiem nie wybierała się na psychologię? 
            - Tak, a skąd wiesz? - odpowiedziała zmieszana. Była naprawdę ładną dziewczyną. Smukła twarzyczka z dużymi brązowymi oczami. Do tego długie proste włosy, filigranowa budowa ciała. Sprawiało to wrażenie, że wyglądała niczym Elfka rodem z literatury Sapkowskiego. Jeśli tak mają wyglądać studia, to zdecydowanie dobrze trafiłem. 
            - Można to wyczytać z twojej twarzy – Uśmiechnąłem się i wskazałem wzrokiem jej dokument o przyjęciu – Wyczytałem również, że taka piękność ma na imię Joanna.
            - Widzę, że jesteś spostrzegawczy – podała mi rękę uśmiechając się serdecznie – a ty mój drogi? 
            - Ja na razie wolę pozostać  Twoim drogim, jeśli powiem Ci o mnie wszystko, to nie będzie pretekstu do kolejnego spotkania.  – kobiety lubią, jak jest się dla nich zagadką. Nie każda jednak akceptuje takie zagrywki. W tym przypadku jednak się nie pomyliłem. Odchodząc, spojrzałem jeszcze raz na nią i uśmiechnąłem się szczerze trzymając w reku karteczkę z jej numerem telefonu.

            - Ej! Ej! Siema stary! – zaskoczył mnie głos dochodzący zza pleców – Jesteś nowy jak zakładam, prawda? – Kiwnąłem głowa z aprobatą – Proszę, zaproszenie na dzisiejszy wieczorek zapoznawczy. Musiałeś się koleś komuś spodobać, bo nie każdy dostaje to zaproszenie – nie odpowiedziałem nic. Jedynie odwracając się wymusiłem delikatny uśmiech i wyszedłem frontowymi drzwiami. 

czwartek, 11 lipca 2013

Część I

- Mmm jakie dobre…  Ty stary weź puść tę piosenkę, wpasuje się w klimat idealnie. – Nawet nie spostrzegłem kiedy wszyscy zaczęli kiwać się do rytmu. Połączenie trzydziestoletnich kolumn firmy Altus, wraz z wysokimi sufitami, sprawiało niewiarygodną wręcz, jak na takie warunki, jakość dźwięku.
     - Mistrzu! Buszka? – Niko wyciągnął do mnie rękę podśpiewując  „One love, one heart, Let's get together and feel all right”…
- Nie czekając długo, pewnie chwyciłem popielniczkę wraz z lolkiem
i wsłuchując się w słowa piosenki, zaciągnąłem się dość dobrze.  Na mej twarzy od razu zagościł uśmiech. Pociągnąłem jeszcze raz, delektując się, dymem, który ogarniał moje płuca, i podałem jointa dalej. 
- Idę po browar. Chce ktoś?  - zapytałem wstając - Piwko z zielonym się lubi. – rzuciłem uśmiechając się szeroko i czekałem na odpowiedź.  
- Ja poproszę! – odezwała się siedząca w rogu, tajemnicza jak dotąd dziewczyna. Miała długie, kasztanowe włosy, które delikatnie falując opadały jej na piersi wyeksponowane przez przyciasną bluzkę i zapięty do połowy, opinający sweterek. Ech, jestem jak każdy facet, tylko piersi i piersi w głowie. Nie była szczególnie ładna a do tego nie dało się nie zwrócić uwagi na jej nadzwyczaj szeroki, ale co gorsza metalowy uśmiech spowodowany aparatem na zębach.
- A ja cię poproszę wierszykiem!  - wyskoczył dumny z siebie Oskar, przyjmując pewną postawę i odchrząkając - Piwko, piwko, przynieś dziwko! – wyrecytował wręcz śpiewająco, oczekując na gromkie brawa.  Musiał jedynie zadowolić się krótkim,  nie powalającym na kolana śmiechem reszty.
- Świetnie, mistrzu! Pewnie myślałeś nad tym cały wieczór - odgryzłem się delikatnie i poszedłem do kuchni, a zaraz za mną ruszył Elwis. Nie było to złe mieszkanie jak na kamienicę. Trzy pokoje, łazienka i ubikacja, a wszystko to połączone razem wąskim korytarzykiem prowadzącym do jedynej denerwującej mnie tutaj rzeczy - malutkiej kuchni. Ciasno tam było dwóm osobom, a o stoliku i czymś do siedzenia można było tylko pomarzyć. Faktycznie, w mieszkaniu może trochę mniej miejsca niż w domu, ale z opowiadań Januarego podobno wcisnęli tutaj koło pięćdziesięciu ludzi.
- Co tam? Może jakąś wódeczkę? – zapytał January przyrządzający w kuchni swoje popisowe drinki z Żubrówki i Sprite’a uwieńczone plasterkiem cytryny.
- Nie, dzięki – odpowiedzieliśmy z Elwisem wspólnie – wpadliśmy tylko po piwko i wracamy do Ciebie do pokoju – przecisnąłem się w stronę lodówki. Była ona w strasznym stanie. Ciągle zbierała się w niej  woda, a do tego jeszcze ten zapach.
- Chyba coś się zepsuło w tej lodówce… czujesz jak wali?
- Pewnie jeszcze coś tego kolesia, co mieszkał tu w tamtym roku… Spoko ogarnie się to. – pocieszył January, gładząc się po delikatnym dwudniowym zaroście. – jak wam się impreza podoba?
- Zajebiście jest! – rzucił entuzjastycznie Elwis. – A palenie pierwsza klasa, dawno takiego nie paliłem.
- To opowiedz mu, jaki tutaj był sajgon, gdy było prawie sześćdziesiąt osób. – rzuciłem, delikatnie podekscytowany nadchodzącą opowieścią – Słyszałem, że wesoło było.
- O stary! To była masakra! – zaśmiał się January - Alkohol lał się strumieniami, jak na takie imprezy przystało, a piliśmy chyba wszystko, co się dało. Do tego, wiesz, muzyka na pół kamienicy albo i lepiej.
Zaśmialiśmy się z Elwisem wymieniając spojrzenia i słuchaliśmy dalej.
- Ale wszystko spoko, tylko nie dość, że i tak ciężko było przejść to jeszcze co kawałek jakaś nowo poznana parka chwaliła się umiejętnościami z języka francuskiego. Pod koniec, co najlepsze, kilku facetów zmęczonych alkoholem było tak leniwych, że…
- To mnie rozwaliło najbardziej! Hahaha! Słuchaj uważnie! – rzuciłem do Elwisa
- A więc byli tak leniwi, że – kontynuował January, popijając stworzona przez siebie ambrozje alkoholową - zamówili sobie laskę do towarzystwa, która miała za zadanie polewać im wódkę i donosić przekąski, ubrana jedynie w najmniejszy chyba jaki znaleźli fartuszek.
- Aa, pieprzysz! Poważnie? Masakra… - z niedowierzaniem popatrzył mój kumpel – I co dalej?
- No, i ogarnij to stary, że jedynym problemem było, że zapomnieliśmy się ewakuować przed ciszą nocną, co nieodzownie łączyło się z wizytą policji. Chociaż nie powiem, bo wyszli na tym dobrze jedynie ci, którzy byli na zewnątrz na fajce.
I suki się ich pytają o imprezę, nie? A ci do nich bez jakichkolwiek skrupułów „Panowie! Jaka impreza? O czym mówicie?” Hahaha, czaisz? I tyle ich widziano. – Gospodarz skończył opowiadać akcentując wszystko gromkim śmiechem.
- Niezła historia, prawda? To nie to co imprezy u nas na wsi… - podsumowałem.
- Faktycznie jakaś miazga, - wykrztusił przez śmiech Michał – Już mi się tu podoba!
- To jeszcze nie wszystko , zobaczysz jaka szalona noc nas czeka. – Odparłem zachęcająco – a teraz chodź, spalimy po buszku.  – Poszliśmy w stronę pokoju rozkoszować się dalej tym, co w tym momencie sprawiało nam największa przyjemność.
- haha, pamiętam  - zacząłem opowieść – jak pierwszy raz przyjechałem tutaj mieszkać.  Pierwsze spotkanie z Januarym to było mistrzostwo świata.  Siedzę sobie w pokoju, Zadowolony, że już się całkiem rozpakowałem, śmieję coś z Radem a tu wpada do pokoju jakiś koleś. –
Wrażenie wizualne zrobił dość dobre. Wysoki, chudy facet, mający na oko 27 lat. Czarnowłosy, ze smukłą twarzą porośniętą dwudniowym zarostem. Ubrany schludnie  w ciemne jeansy i jasną rozsuwana bluzę z akcentami rasta, dopasowaną do niego idealnie. Nie to, jednak, mnie do niego przekonało. Największe wrażenie wywarł na mnie swoimi pierwszymi słowami.
            – No i słuchaj gość bez żadnego „cześć” ani nic z tych rzeczy, zmierzył mnie wzrokiem, a miałem wtedy na sobie koszulkę z Bobem Marleyem. I wyszedł do mnie z tekstem
- „Fajna koszulka! Palisz?”
- Więc odpowiadam mu, że się zdarza, że okazjonalnie, czasem. Wiesz, nie chciałem mu się przyznawać do tego, że palę dość często. Różnie bywa, nie każdy musi to respektować, a podpadać komuś w pierwszy dzień z kim będzie się mieszkało przynajmniej rok to też nieprzyjemna sprawa.  Ale to go wcale nie zniechęciło przed zaproponowaniem mi czegoś ze swoich zapasów.
-  „To chodź!”.
- I tak właśnie zaczęła się nasza znajomość . Od Buszka – uśmiechnąłem się do Elwisa – chodź stary na jednego, bo zaraz będziemy się zmywać do Krzysztoforów. 
- Kurwa, stary! – odrzekł w końcu mój przyjaciel – Dlaczego ty masz tutaj tak zajebiście? Ja tylko siedzę w tych pieprzonych Ropczycach, a tam się kompletnie nic nie dzieje…
- Aa koleś, pierdolisz mi tutaj głupoty! Kraków jak Kraków. Mieszkam tutaj, ale to o niczym nie świadczy. Liczą się ludzie, z którymi jesteś, a nie gdzie jesteś bez nich … - Starałem się poprawić mu nastrój – fakt faktem, chodzę co chwilę upalony, ale sam mnie przecież dobrze znasz. Typem klubowicza nie jestem, do tego leń jak cholera…   Jednym słowem nuda, stary nuda.
- A wiesz co więcej Ci powiem – zatrzymaliśmy się na korytarzu, a ja  ciągnąłem moją małą improwizację dalej – tak naprawdę  to tęsknie za Ropczycami. Tęsknię za naszą paczką, w której czułem się jak w rodzinie. Tam nie było powodów, żeby udawać kogoś innego, żeby się czegoś wstydzić, albo co gorsze, zamykać w sobie. Tutaj niestety tak jest. Nie możesz się za bardzo przed ludźmi otworzyć, bo nigdy nie wiesz jak zareagują. Czasami stary to jest straszna lipa. Idziesz na imprezę i dopóki nie walniesz sobie jednego piwka, góra pięciu, to nie ma o czym gadać…
- Przecież ty kurwa jesteś taki zajebisty! Zarywasz milion lasek, wszyscy Cię kochają i padają Ci do stóp. A mało tego, jeszcze przez swoją zajebistość narzekasz na Kraków. Weź się kurwa ogarnij może czasem, co?! – skarcił mnie, choć musiałem mu przyznać odrobinę racji. Miałem w życiu praktycznie wszystko, co bym chciał a i tak umiałem tylko narzekać. Raz pewna dziewczyna powiedziała mi, że sam sobie utrudniam życie. Wtedy się z tego śmiałem ale teraz, z każdym dniem uświadamiałem sobie że miała racje. Człowiek za wszelką cenę stara się, żeby jego życie było sielankowe, bajkowe a gdy faktycznie udaje mu się takie mieć to sam rzuca sobie kłody pod nogi. A to wszystko po co? Żeby mieć się czym zamartwiać, na co skarżyć i narzekać.  Żeby mieć czym żyć…
- Elwis kurwa, nie zaczynaj znowu. Nie mam ochoty się z Toba kłócić, jaki to ja nie jestem zajebisty. Jestem, jaki jestem, i mi z tym jest kurwa dobrze!– wyrzuciłem z siebie zdenerwowany, lecz zaraz odparłem już normalnym, miłym głosem - A teraz choć napijemy się wódki, bo nas wołają. Może January opowie jeszcze coś ciekawego… - weszliśmy do pokoju.
Widać, nie próżnowali gdy nas nie było.  Faktycznie, czuło się ten charakterystyczny, przyjemny zapach w całym mieszkaniu, ale nie pomyślałbym, że spalili tego aż tyle. Zawsze marzyłem żeby się zjarać w aucie z zasuniętymi szybami, tak, ażeby z zewnątrz nie było nic widać tylko dym. Oni właśnie dali mi próbkę mojego marzenia, tylko, że w pokoju, a nie w jakimś samochodzie. Chmura była taka, że bezproblemowo zawiesiłby w powietrzu siekierę, jakieś małe grabki, a nawet gdyby się postarał to ciężki płaszcz skórzany. Nie myliłem się co do Januarego i jego opowieści. Tym razem z festiwalu reggae w Ostródzie. Ściągnąłem dużego bucha i podałem resztę kumplowi.
- Masz, do końca! Może Cię jebnie trochę, to się rozluźnisz i ci przejdzie ta chandra! – zaśmiałem się do niego już nie ze zwykłym, lecz błogim uśmiechem – I słuchaj – przykazałem – słuchaj muzyki i głosów…
W tle było słychać opowiadanie Januarego i częste wybuchy śmiechu, jednak ja już czułem się dobrze upalony. Jeszcze jeden buch i jak to kumpel mówi zaliczyłbym zwalicę, czyli najnormalniejszego w świecie zgona.
- Mówię wam! Zajebista sprawa! W nocy koncerty na różnych scenach, a w dzień grill, browarek, muzyka w tle. Jeszcze jak udała się pogoda to pomyśl, kąpiesz się w jeziorze, ze sceny leci Ci dobra muza. Nie wiem jak dla was, ale dla mnie świetna sprawa… - dało się słyszeć wychwalania Januarego i wtrącenia Baśki, jednak w tym stanie już dla mnie niezrozumiałe.
To jednak było nieważne. W moich myślach królowała tylko ona. Ta, której poświeciłem całego siebie, aby w najlepszym momencie mojego życia przeżyć takie rozczarowanie. Aby w takiej właśnie chwili stracić to, co kochałem najbardziej.
- Później graliśmy rozgrywki w piłkę i nie mogliśmy ulepić żadnej jedenastki, więc z kompletnie obcych ludzi, którzy wcześniej się nie znali stworzyliśmy drużynę. – kontynuował swoją opowieść January z, o dziwo, strasznie zaabsorbowanym audytorium – ale to nie wszystko! Kojarzycie Pablo Pavo z Vavamuffin? Graliśmy właśnie z nimi mecz, de facto, bardzo ciężki, ale przed nim śmiałem się do chłopaków, że chciałbym gościa skosić. Co jak się później okazało, zrobiłem w ostatnich minutach meczu. A jak gość później do mnie wyskoczył. Coś tam „kurwa, co jest!” z takim żalem. – opowiadał dumnie, nakręcając się z każdym wybuchem śmiechu jego słuchaczy. – ale na szczęście zaraz  mu przeszło… - nie słuchałem dalej. Znałem już tę historię.
Rozłożyłem się wygodnie w fotelu i odłączyłem się od zewnętrznego towarzystwa. Zielone w połączeniu z wódką i piwem zrobiło swoje. Odpłynąłem w swoich myślach o niej.  Ten dzisiejszy sms, co on mógł znaczyć? Czego ona może ode mnie chcieć? Nie rozmawialiśmy ze sobą przez rok czasu, a tu nagle zaproponowała spotkanie. Dziwne…  Bardzo dziwne… 


Witam,
jestem młodym chłopakiem z pasją, którą jest pisanie. Zainspirowany serią powieści fantasy "Eragon", napisaną przez Christofera Paoliniego jako nastolatka, również postanowiłem spróbować swoich sił. Przerabiając różne pomysły i próby napisania czegoś, doszedłem do mojego obecnego  tworu, którym to chce się podzielić z wami. Z pasją jest tak, że największą radość sprawia, gdy zaraża się nią innych. Sprawdźcie sami czy uda mi się wciągnąć w to was a może i wy staniecie się częścią tej historii. 

2happy2be to miejsce, w którym postaram się co tydzień dostarczyć nowy fragment książki specjalnie dla wiernych czytelników bloga.

Nie jest to powieść fantasy, nie jest też oparta na faktach. Jest to historia życia młodego chłopaka we współczesnym świecie. Max Czarow, bo tak nazywa się główny bohater, staje przed wyborami i przeżywa trudy codziennego życia, tak jak każdy z nas. To właśnie na 2happy2be poruszone są prawdziwe problemy i sprawy, o których się nie mówi w cukierkowych romansidłach z przewidywalnym happy endem. Zdecyduj sam czy chcesz wejść w ta historię. Masz odwagę, żeby spróbować?